środa, 11 października 2017

Recenzja: Sezon życzeń

Kto zna już twórczość Denise Hunter, ręka w górę! Zapewne tak jak ja ucieszyliście się na wieść o nowej książce, wydanej we wrześniu przez Dreams. W tym tygodniu miałam okazję ją przeczytać - jeśli jesteście ciekawi, co o niej sądzę, czytajcie dalej ;) 



Tytuł: Sezon życzeń
Autor: Denise Hunter
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 18 września 2017
Ilość stron: 368
Ocena: 8/10

Bogata, ale trochę ekscentryczna staruszka - Evangeline Wishing Simmons, planuje wyprowadzić się z Chapel Springs, ale zamiast sprzedać swoją posiadłość, postanawia przekazać ją osobie, która przedstawi najlepszy plan jej zagospodarowania. Do finału konkursu dostają się PJ McKinley i Cole Evans, oboje gotowi spełnić swoje wielkie marzenia: PJ o eleganckiej restauracji, Cole o domu przejściowym dla dzieciaków, które po osiągnięciu pełnoletności muszą opuścić rodziny zastępcze i radzić sobie same. Oba projekty mają swoje zalety, niezdecydowana filantropka postanawia więc dać szansę obojgu finalistom - przez rok PJ i Cole mają dzielić się domem, realizując swoje plany, po czym mają przedstawić raport ze swojej działalności przed komisją, która zadecyduje, które z nich ostatecznie otrzyma dom. Żadnemu z nich nie jest to na rękę, ale nie zamierzają się poddawać - wkładają całe serce i wszystkie oszczędności w swoje projekty, licząc na to, że za rok nie wylądują na bruku. Sprawy komplikują się, kiedy, mimo początkowej niechęci, PJ i Cole zaczynają widzieć w sobie nawzajem kogoś więcej niż przeciwników. Czy ich uczucie ma szansę przetrwać w ogniu zaciętej rywalizacji?

Sposób na idealny jesienny wieczór? Koc, herbata i powieść Denise Hunter, obojętnie która. Książki niektórych autorów po prostu mają ten specyficzny, przytulny klimat, dzięki któremu lektura to sama przyjemność. Nie inaczej było z najnowszą wydaną w Polsce powieścią pani Hunter: “Sezon życzeń”. Jest to trzeci tom serii Chapel Springs, ale mimo iż nie czytałam poprzednich dwóch, w niczym mi to nie przeszkadzało - każdy tom to osobna historia, opowiadająca o innej z sióstr McKinley.

PJ jest najmłodsza z rodzeństwa i mimo że jest zdolną, samodzielną, rozsądną młodą kobietą, jej rodzina ciągle widzi w niej dziecko i często, nawet nieświadomie, podkopuje wiarę PJ w siebie i zasiewa w jej sercu obawy, że nie poradzi sobie w życiu. Przez to dziewczyna stale czuje potrzebę udowadniania własnej wartości, co czyni ją jeszcze bardziej zdeterminowaną, żeby wygrać. Nie da się nie polubić tej postaci - nawet jeśli na początku sprawia wrażenie trochę wrednej i samolubnej, dalej okazuje się być sympatyczna, troskliwa, obdarzona dobrym, współczującym sercem. Zaimponowała mi również swoją siłą woli, kiedy z przyczyn moralnych zrezygnowała z czegoś bardzo dla niej ważnego.


Co do Cole’a, autorce znowu udało się stworzyć świetną męską postać, podnosząc tym samym poprzeczkę mężczyznom z krwi i kości, którzy nigdy nie będą tak idealni, jak ci na papierze ;) Cole jest przystojny (a jakże!), szarmancki, pomocny, a przede wszystkim całym sercem troszczy się o los nastolatków z rodzin zastępczych. Sam w dzieciństwie stracił rodzinę w wypadku, musiał więc przejść tę samą drogę, co dzieciaki, którym teraz tak bardzo chce pomóc. Bardzo podobała mi się też jego opiekuńczość w stosunku do PJ i to jak dostrzegał, jak wspaniale dziewczyna radzi sobie z prowadzeniem restauracji, nawet jeśli jej własna rodzina nie do końca potrafiła wyzbyć się obaw i wątpliwości. Jedna rzecz, która mnie trochę denerwowała, to dość oklepany motyw bohatera, który uważa, że nie zasługuje na dziewczynę, więc wycofuje się “dla jej dobra”. Ale że to Denise Hunter, to niczego nie zdradzę kiedy powiem, że wszystko kończy się dobrze ;)

Książka jest skierowana raczej dla kobiet, ze względu na główną rolę, jaką w fabule pełni romans między dwójką głównych bohaterów, ale nie oznacza to, że nie jest wartościowa i nie porusza ważnych tematów. Najbardziej poruszyła mnie kwestia tych nastolatków, którzy ze względu na wiek muszą opuścić jedyną namiastkę domu, jaką mają i z minimalną pomocą rządu zacząć żyć na własną rękę, jednocześnie kończąc szkołę. Brzmi to przerażająco i mam ogromną nadzieję, że idea domów przejściowych nie powstała tylko w wyobraźni autorki, ale że takie instytucje naprawdę funkcjonują.

Jeżeli należysz do osób, które znają już twórczość Denise Hunter, to na pewno nie muszę Cię przekonywać do przeczytania “Sezonu życzeń”. Jeśli jednak nie miałeś/aś jeszcze styczności z tą autorką, to właśnie teraz jest dobry moment, żeby ją poznać, czytając tę lub którąś z poprzednich jej książek. Bardzo polecam!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dreams.

4 komentarze:

  1. Po tej okładce tak jakoś zrobiło mi się świątecznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie świąt w tej książce jest bardzo mało, ale okładka faktycznie sprawia takie wrażenie i wywołuje świąteczny nastrój :D

      Usuń
  2. Czytałam ją niedawno i bardzo mi się podobała :D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń