Dzisiaj zapraszam na recenzję styczniowej nowości Wydawnictwa Zysk i S-ka - polskiej powieści obyczajowej, opowiadających o trójce z pozoru zupełnie różnych bohaterów.
Tytuł: Spotkamy się przypadkiem
Autor: Małgorzata Garkowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 29 stycznia 2018
Ilość stron: 272
Ocena: 7/10
W małym miasteczku pod Warszawą splatają się losy kilkorga bohaterów, których z pozoru nie łączy nic. Joanna Jarosz, młoda kobieta świeżo po studiach, wyprowadza się z Warszawy i przyjmuje posadę nauczycielki angielskiego w miejscowej szkole. Maria Kowalska po długim okresie żałoby postanawia znowu zacząć żyć i spełnić swoje marzenie o otwarciu własnej pizzerii, właśnie w podwarszawskim miasteczku. Janek Wiktorski, inteligentny nastolatek, na co dzień zmaga się z przemocą ze strony ojczyma, a także rówieśników. Trzy pokolenia, trzy całkowicie różne osoby, których historie pokazują, że czasem zupełnie obca osoba może mieć znaczący wpływ na nasze życie.
Chociaż lubię polską literaturę, do tej pory nie spotkałam się z twórczością Małgorzaty Garkowskiej. Chętnie sięgam jednak po książki mniej znanych autorów, a także po powieści z przeplatającymi się historiami kilkorga głównych bohaterów, “Spotkamy się przypadkiem” wydawało się więc być dla mnie lekturą obowiązkową. Jak wypadło w stosunku do moich oczekiwań?
Autorka w lekkiej i przyjemnej, choć bynajmniej nie przesłodzonej formie, przedstawiła cienie i blaski życia w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko, a każde nowe wydarzenie odbija się szerokim echem. Nasze bohaterki, Joanna i Maria, zaczynają tam nowe życie, powoli zapoznając się z miejscową społecznością, zawierając nowe przyjaźnie, a także związki. Na każdą z nich czekają wyzwania ‒ Joanna, nie mając żadnego nauczycielskiego doświadczenia, nie zawsze będzie umiała poradzić sobie w nowym zawodzie. Również w jej życiu rodzinnym i osobistym pojawią się nieoczekiwane zawirowania, czasem piękne, a czasem bardzo trudne, ale wzbogacające ją o nowe doświadczenia i wzmacniające jej charakter. Maria, choć nie przestała opłakiwać męża i córki, którzy zginęli w wypadku, pozna, co to znaczy znowu żyć, a dużą rolę odegra w tym... piec do pizzy. Obie kobiety starają się pomóc Jankowi, którego życie bynajmniej nie jest usłane różami ‒ w dzieciństwie stracił matkę, ze strony ojczyma-alkoholika nie spotyka go nic dobrego, a do tego regularnie napada go szkolna grupka prześladowców. Chłopak rozpaczliwie próbuje zachować w tej sytuacji godność, ale wiąże się to także z tym, że nie potrafi nikomu do końca zaufać ani poprosić o pomoc. Sytuacja rozwinie się jednak w sposób, którego absolutnie się nie spodziewał.
Jak widać, powieść dotyka wielu codziennych problemów, z którymi zmagają się tysiące ludzi. Jak w prawdziwym życiu, tak i tutaj radości przeplatają się ze smutkami, łzy ze śmiechem, a ludzie, których spotykamy, nie zawsze są dobrzy. Główni bohaterowie również nie są wyidealizowani, ale mają też swoje wady, choć polubiłam całą trójkę: Joannę za jej łagodność, ale i skrywaną pod powłoką wewnętrzną siłę; Marię za ciepły charakter i dobre serce; Janka za to, że pomimo ciężkich doświadczeń pozostał dobrym, uczynnym chłopakiem i nikomu nie odpłacał złem za zło. W książce poznajemy też spore grono ciekawych postaci drugoplanowych, jak wuefista ze szkoły Janka, Marcin, oraz jego córka Julka, Ryszard ‒ były biznesmen z problemami, czy zazdrosna o talent wokalny Joanny staruszka, pani Walczakowa.
Jeśli chodzi o minusy, to trochę utrudniało mi lekturę nadużywanie przez autorkę nazwisk bohaterów, co chwilami brzmiało po prostu nienaturalnie. Przykład: “Kowalska (...) pokazywała Widzyńskim zdjęcia z ostatniej fazy remontu” ‒ brzmi jak raport policyjny, a tak naprawdę to przytulna scenka między Marią a jej bratem i bratową. Miejscami powodowało to pewien chaos w narracji, zwłaszcza, kiedy nie zdążyłam jeszcze dobrze zapamiętać nazwisk wszystkich postaci, a przyznam, że i pod koniec książki trochę mi się one mieszały. Druga sprawa, to pewne zachowania i decyzje bohaterek, zwłaszcza Joanny, wydawały mi się zbyt szybkie, co w dzisiejszych czasach gorszy już mało kogo, ale w moich oczach obie panie straciły kilka punktów.
Polecam “Spotkamy się przypadkiem” miłośnikom powieści obyczajowych, którzy szukają przyjemnej lektury na jeden-dwa wieczory, ale są też gotowi uronić kilka łez podczas czytania. Książka bawi i wzrusza, a także udowadnia, ile dobrego może sprawić wyciągnięta w odpowiednim czasie pomocna dłoń.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
W małym miasteczku pod Warszawą splatają się losy kilkorga bohaterów, których z pozoru nie łączy nic. Joanna Jarosz, młoda kobieta świeżo po studiach, wyprowadza się z Warszawy i przyjmuje posadę nauczycielki angielskiego w miejscowej szkole. Maria Kowalska po długim okresie żałoby postanawia znowu zacząć żyć i spełnić swoje marzenie o otwarciu własnej pizzerii, właśnie w podwarszawskim miasteczku. Janek Wiktorski, inteligentny nastolatek, na co dzień zmaga się z przemocą ze strony ojczyma, a także rówieśników. Trzy pokolenia, trzy całkowicie różne osoby, których historie pokazują, że czasem zupełnie obca osoba może mieć znaczący wpływ na nasze życie.
Chociaż lubię polską literaturę, do tej pory nie spotkałam się z twórczością Małgorzaty Garkowskiej. Chętnie sięgam jednak po książki mniej znanych autorów, a także po powieści z przeplatającymi się historiami kilkorga głównych bohaterów, “Spotkamy się przypadkiem” wydawało się więc być dla mnie lekturą obowiązkową. Jak wypadło w stosunku do moich oczekiwań?
Autorka w lekkiej i przyjemnej, choć bynajmniej nie przesłodzonej formie, przedstawiła cienie i blaski życia w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko, a każde nowe wydarzenie odbija się szerokim echem. Nasze bohaterki, Joanna i Maria, zaczynają tam nowe życie, powoli zapoznając się z miejscową społecznością, zawierając nowe przyjaźnie, a także związki. Na każdą z nich czekają wyzwania ‒ Joanna, nie mając żadnego nauczycielskiego doświadczenia, nie zawsze będzie umiała poradzić sobie w nowym zawodzie. Również w jej życiu rodzinnym i osobistym pojawią się nieoczekiwane zawirowania, czasem piękne, a czasem bardzo trudne, ale wzbogacające ją o nowe doświadczenia i wzmacniające jej charakter. Maria, choć nie przestała opłakiwać męża i córki, którzy zginęli w wypadku, pozna, co to znaczy znowu żyć, a dużą rolę odegra w tym... piec do pizzy. Obie kobiety starają się pomóc Jankowi, którego życie bynajmniej nie jest usłane różami ‒ w dzieciństwie stracił matkę, ze strony ojczyma-alkoholika nie spotyka go nic dobrego, a do tego regularnie napada go szkolna grupka prześladowców. Chłopak rozpaczliwie próbuje zachować w tej sytuacji godność, ale wiąże się to także z tym, że nie potrafi nikomu do końca zaufać ani poprosić o pomoc. Sytuacja rozwinie się jednak w sposób, którego absolutnie się nie spodziewał.
Jak widać, powieść dotyka wielu codziennych problemów, z którymi zmagają się tysiące ludzi. Jak w prawdziwym życiu, tak i tutaj radości przeplatają się ze smutkami, łzy ze śmiechem, a ludzie, których spotykamy, nie zawsze są dobrzy. Główni bohaterowie również nie są wyidealizowani, ale mają też swoje wady, choć polubiłam całą trójkę: Joannę za jej łagodność, ale i skrywaną pod powłoką wewnętrzną siłę; Marię za ciepły charakter i dobre serce; Janka za to, że pomimo ciężkich doświadczeń pozostał dobrym, uczynnym chłopakiem i nikomu nie odpłacał złem za zło. W książce poznajemy też spore grono ciekawych postaci drugoplanowych, jak wuefista ze szkoły Janka, Marcin, oraz jego córka Julka, Ryszard ‒ były biznesmen z problemami, czy zazdrosna o talent wokalny Joanny staruszka, pani Walczakowa.
Jeśli chodzi o minusy, to trochę utrudniało mi lekturę nadużywanie przez autorkę nazwisk bohaterów, co chwilami brzmiało po prostu nienaturalnie. Przykład: “Kowalska (...) pokazywała Widzyńskim zdjęcia z ostatniej fazy remontu” ‒ brzmi jak raport policyjny, a tak naprawdę to przytulna scenka między Marią a jej bratem i bratową. Miejscami powodowało to pewien chaos w narracji, zwłaszcza, kiedy nie zdążyłam jeszcze dobrze zapamiętać nazwisk wszystkich postaci, a przyznam, że i pod koniec książki trochę mi się one mieszały. Druga sprawa, to pewne zachowania i decyzje bohaterek, zwłaszcza Joanny, wydawały mi się zbyt szybkie, co w dzisiejszych czasach gorszy już mało kogo, ale w moich oczach obie panie straciły kilka punktów.
Polecam “Spotkamy się przypadkiem” miłośnikom powieści obyczajowych, którzy szukają przyjemnej lektury na jeden-dwa wieczory, ale są też gotowi uronić kilka łez podczas czytania. Książka bawi i wzrusza, a także udowadnia, ile dobrego może sprawić wyciągnięta w odpowiednim czasie pomocna dłoń.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Dziękuję serdecznie!
OdpowiedzUsuń