Myślę, że każdy, kto zagląda na książkowe bookstagramy i blogi, słyszał już o styczniowej premierze wydawnictwa Czwarta Strona - powieści Kłamczucha Emily Lockhart. Wygląda na to, że czytelnicy podzielili się na dwa obozy: zachwyconych i rozczarowanych. Do której grupy sama należę?
Tytuł: Kłamczucha
Autor: Emily Lockhart
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 31 stycznia 2018
Ilość stron: 320
Ocena: 6/10
Jule West Williams, dziewczyna kameleon, zdolna przystosować się do każdej nowej sytuacji, niedawno straciła najlepszą przyjaciółkę, Imogen Sokoloff ‒ bajecznie bogatą, choć nie do końca szczęśliwą dziedziczkę fortuny przybranych rodziców. Immie zostawia list pożegnalny dla Jule, po czym popełnia samobójstwo, zostawiając ubogiej przyjaciółce większość majątku. Wydawałoby się, że to dość normalna, choć tragiczna sytuacja, jednak im bardziej zagłębiamy się w historię, tym więcej jej elementów zaczyna budzić nasze wątpliwości. Czym tytułowa Kłamczucha zasłużyła sobie na to miano i co właściwie jest prawdą?
E. Lockhart to autorka, którą do tej pory kojarzyłam tylko z książki “Byliśmy łgarzami” - świetnej młodzieżówki, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kiedy usłyszałam, że wkrótce Czwarta Strona wyda kolejną jej powieść, wiedziałam, że to będzie coś, co muszę przeczytać. Czy jednak lektura ta sprostała moim oczekiwaniom?
Powieść z pewnością okazała się oryginalna, przede wszystkim za sprawą nietypowej formy. Książkę rozpoczyna rozdział nr 18 i czytając dalej poznajemy wydarzenia w odwróconej kolejności, aż docieramy do początku historii w rozdziale numer 1. Pierwszy raz spotkałam się z tak odwróconą chronologią. Z jednej strony uważam ją za zaletę, bo przydaje ona fabule atrakcyjności, tajemniczości i elementu suspensu, ale z drugiej strony wprowadza też pewien chaos, przez co czytelnik może pogubić się w lekturze i zamiast wysnuwać własne teorie, po prostu się zrazi i odłoży książkę na półkę.
Jeśli chodzi o bohaterów, autorka zdecydowanie nie tworzyła ich z zamiarem wzbudzania u czytelników sympatii, bo prawie żadnego z nich nie da się polubić. Ani Jule, ani Imogen nie zyskują przy bliższym poznaniu ‒ na pewno są to postacie złożone, interesujące i odkrywanie kolejnych ich cech i postępków sprawia, że powieść jest tak wciągająca, ale mój czytelniczy gust jest dość prosty i zawsze o wiele mniej podobają mi się książki, w których nie jestem w stanie poczuć sympatii do głównego bohatera, czy choćby w niewielkim stopniu utożsamić się z nim. Z Jule nie mam absolutnie nic wspólnego, co ‒ zważając na całokształt jej postaci ‒ niezmiernie mnie cieszy, ale też powoduje, że raczej nie dołączę do grona fanów “Kłamczuchy”.
Wraz z Jule mamy okazję podróżować po wielu miejscach, takich jak Nowy Jork, Londyn, Portoryko czy Meksyk, gdzie poznajemy jej zadziwiające możliwości adaptacji, szybkiego, instynktownego działania, zmiany wizerunku, czy nawet używanego akcentu, w zależności od sytuacji. Przez wszystkie warstwy kamuflażu przebija jednak prawdziwa Jule, samotna i spragniona miłości, choć tak naprawdę do końca nie wie, czym to uczucie jest. Dominująca strona jej natury jest jednak zupełnie inna ‒ niepokojąca i o wiele mroczniejsza, niż początkowo mogłoby się wydawać.
“Kłamczucha” to jedna z tych powieści, o których nie da się napisać zbyt wiele, nie zdradzając żadnych istotnych szczegółów fabuły, stąd tak niewiele konkretów w mojej opinii. Jest też bardzo specyficzna pod względem treści i nie każdemu przypadnie do gustu ‒ trzeba lubić konkretny typ książek i bohaterów, żeby czerpać z tej lektury prawdziwą przyjemność. Niestety nie mogę powiedzieć, żeby w pełni trafiła w moje upodobania, jednak doceniam jej oryginalność, ciekawą prezentację ludzkiej natury oraz szybkie tempo akcji. Polecam ją tym z Was, którym nie przeszkadzają antypatyczne postacie i którzy gustują w powieściach tajemniczych, niepokojących, miejscami brutalnych, choć stworzonych z myślą o młodym czytelniku.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.
Jule West Williams, dziewczyna kameleon, zdolna przystosować się do każdej nowej sytuacji, niedawno straciła najlepszą przyjaciółkę, Imogen Sokoloff ‒ bajecznie bogatą, choć nie do końca szczęśliwą dziedziczkę fortuny przybranych rodziców. Immie zostawia list pożegnalny dla Jule, po czym popełnia samobójstwo, zostawiając ubogiej przyjaciółce większość majątku. Wydawałoby się, że to dość normalna, choć tragiczna sytuacja, jednak im bardziej zagłębiamy się w historię, tym więcej jej elementów zaczyna budzić nasze wątpliwości. Czym tytułowa Kłamczucha zasłużyła sobie na to miano i co właściwie jest prawdą?
E. Lockhart to autorka, którą do tej pory kojarzyłam tylko z książki “Byliśmy łgarzami” - świetnej młodzieżówki, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kiedy usłyszałam, że wkrótce Czwarta Strona wyda kolejną jej powieść, wiedziałam, że to będzie coś, co muszę przeczytać. Czy jednak lektura ta sprostała moim oczekiwaniom?
Powieść z pewnością okazała się oryginalna, przede wszystkim za sprawą nietypowej formy. Książkę rozpoczyna rozdział nr 18 i czytając dalej poznajemy wydarzenia w odwróconej kolejności, aż docieramy do początku historii w rozdziale numer 1. Pierwszy raz spotkałam się z tak odwróconą chronologią. Z jednej strony uważam ją za zaletę, bo przydaje ona fabule atrakcyjności, tajemniczości i elementu suspensu, ale z drugiej strony wprowadza też pewien chaos, przez co czytelnik może pogubić się w lekturze i zamiast wysnuwać własne teorie, po prostu się zrazi i odłoży książkę na półkę.
Jeśli chodzi o bohaterów, autorka zdecydowanie nie tworzyła ich z zamiarem wzbudzania u czytelników sympatii, bo prawie żadnego z nich nie da się polubić. Ani Jule, ani Imogen nie zyskują przy bliższym poznaniu ‒ na pewno są to postacie złożone, interesujące i odkrywanie kolejnych ich cech i postępków sprawia, że powieść jest tak wciągająca, ale mój czytelniczy gust jest dość prosty i zawsze o wiele mniej podobają mi się książki, w których nie jestem w stanie poczuć sympatii do głównego bohatera, czy choćby w niewielkim stopniu utożsamić się z nim. Z Jule nie mam absolutnie nic wspólnego, co ‒ zważając na całokształt jej postaci ‒ niezmiernie mnie cieszy, ale też powoduje, że raczej nie dołączę do grona fanów “Kłamczuchy”.
Wraz z Jule mamy okazję podróżować po wielu miejscach, takich jak Nowy Jork, Londyn, Portoryko czy Meksyk, gdzie poznajemy jej zadziwiające możliwości adaptacji, szybkiego, instynktownego działania, zmiany wizerunku, czy nawet używanego akcentu, w zależności od sytuacji. Przez wszystkie warstwy kamuflażu przebija jednak prawdziwa Jule, samotna i spragniona miłości, choć tak naprawdę do końca nie wie, czym to uczucie jest. Dominująca strona jej natury jest jednak zupełnie inna ‒ niepokojąca i o wiele mroczniejsza, niż początkowo mogłoby się wydawać.
“Kłamczucha” to jedna z tych powieści, o których nie da się napisać zbyt wiele, nie zdradzając żadnych istotnych szczegółów fabuły, stąd tak niewiele konkretów w mojej opinii. Jest też bardzo specyficzna pod względem treści i nie każdemu przypadnie do gustu ‒ trzeba lubić konkretny typ książek i bohaterów, żeby czerpać z tej lektury prawdziwą przyjemność. Niestety nie mogę powiedzieć, żeby w pełni trafiła w moje upodobania, jednak doceniam jej oryginalność, ciekawą prezentację ludzkiej natury oraz szybkie tempo akcji. Polecam ją tym z Was, którym nie przeszkadzają antypatyczne postacie i którzy gustują w powieściach tajemniczych, niepokojących, miejscami brutalnych, choć stworzonych z myślą o młodym czytelniku.
Ciągle trafiam na tę książkę i mimo mieszanych opinii, chciałabym przekonać się na własnej skórze jaka jest ta książka :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że okładka jest... dziwna ^^
Pozdrawiam ciepło ;* Dolina Książek
Najlepiej samemu się przekonać, zwłaszcza, kiedy książka ma tak mieszane opinie :)
UsuńPozdrawiam!
Faktycznie dość ciekawe rozwiązanie, zacząć od końca historii. Chyba przeczytam :D
OdpowiedzUsuń