W styczniu swoją premierę miała trzecia część trylogii "Szkoła latania" Sylwii Trojanowskiej. Zachęcałam już Was do przeczytania całego cyklu w swojej recenzji, a teraz, żeby zachęcić Was jeszcze bardziej, mam dla Was fragment ostatniego tomu - "Szeptu wiatru" :)
Matylda już na nas czekała na podjeździe swojego okazałego domu. Wcale nie jawiła się jako osoba, której stan zdrowia uległ znaczącemu pogorszeniu. Ubrana w długi biały płaszcz, wykonany z drogich, Bogu ducha winnych, futrzaków, pochodzących najpewniej z drugiego końca świata, wyglądała bardzo okazale.
— Nareszcie jesteś! — przywitała się, fukając na ojca. — Czy ty już nigdy nie nauczysz się szybko jeździć?! Miałeś być najpóźniej o siedemnastej!
— Witaj, droga siostrzyczko! — odpowiedział spokojnie, choć wiedziałam, że ten spokój był tylko pozorny. — Pięknie wyglądasz!
— Ty mnie tu nie próbuj ugłaskać, bo i tak jestem na ciebie cholernie wkurzona!
Ojciec pocałował Matyldę w nadstawiony przez nią policzek. Wyglądała na usatysfakcjonowaną, choć nadal robiła naburmuszoną minę.
— Ale na ciebie, Katarzyno, nie jestem zła, ani trochę. Podejdź no do cioci. — Matylda szeroko rozłożyła ramiona, zmuszając mnie do przytulenia się do niej. — Sama skóra i kości — odparła po dokładnym sprawdzeniu mojego nadal przydużego ciała. — To naprawdę była zła decyzja o tym twoim odchudzaniu. Powoli przestajesz przypominać prawdziwą kobietę. Mój wieloletni absztyfikant, Maciej Tomaszewski, zwykł mawiać, że kobieta zimą powinna grzać, a latem cień dać. I jak dla mnie akurat co do tego ten dość przystojny, ale za to niezbyt zamożny człowiek się nie mylił.
— Ja tak nie uważam! — wypaliłam bez zastanowienia i natychmiast zastygłam, obawiając się reakcji ciotki.
Ona jednak tylko przewróciła oczami, pokręciła głową i ostentacyjnie westchnęła.
— Katarzyno! — oburzył się ojciec.
— Braciszku… nic się nie martw. — Ciotka odezwała się nad wyraz spokojnie. — Przemyślałam sobie odzywki Katarzyny i doszłam do wniosku, że powinnam się z nich cieszyć. Ona ma po prostu swoje zdanie. Co więcej, jestem pewna, że odziedziczyła to po mnie. Po tobie ani po Małgorzacie przecież nie mogła.
— To raczej niemożliwe! — odparłam, sprawiając, że mój ojciec zacisnął wargi. — Nie dziedziczy się po rodzeństwie rodziców.
— Mądralińska do tego jesteś! Chodź! Ucałuj ciocię! — Matylda przyciągnęła mnie do siebie i przybliżając do moich ust swój policzek, zmusiła mnie do oddania jej całusa.
— Matyldo, wejdźmy do domu! Zimno tu! — przemówiła moja matka w sposób bardzo zdecydowany, zaskakując tym ciotkę, która obrzuciła ją zdziwionym spojrzeniem.
— Witaj… eee… Małgorzato… W sumie dobrze, że ty też przyjechałaś — wydusiła z siebie, choć byłam przekonana, że przechodziło jej to przez gardło z niemałą trudnością.
Na środku salonu stał duży stół z drewna orzechowego, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Na jego blacie znajdowały się zapisane granatowym atramentem kartki A4, zdjęcia, wycinki z gazet oraz żółte i niebieskie karteczki, a wszystko to ułożone w pięciu kolumnach.
— Tak właśnie spędzałam ostatnie dni. — Wskazała na stół. — Na porządkowaniu swojej przeszłości i ustalaniu przyszłości.
Tylko Matylda mogła pokusić się o stwierdzenie, że ustala sobie przyszłość, a nie ją planuje. Wiele razy mówiła, że planowanie jest dla niej ważne, ale pod warunkiem posiadania pewności dotyczącej zrealizowania tego planu. Nigdy tego nie rozumiałam. Jak ja sobie coś planowałam, zawsze zakładałam, że może się nie udać. Dopuszczałam porażkę, bo tego nauczyło mnie życie. W szczególności jeśli chodziło o odchudzanie, bo tu mimo wspaniałych planów przed erą Penelopy sukcesów po prostu nie miałam.
Już jutro będziecie mogli przeczytać kolejny fragment na blogu Recenzje z pazurem :)
Muszę koniecznie przeczytać pierwszą część! :)
OdpowiedzUsuńJak przeczytasz to koniecznie daj znać, jak Ci się podobało :)
UsuńO kurczaki chyba muszę sięgnąć po pierwszy tom!
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
Usuń