Wczoraj obchodzone były Walentynki - dzień, w którym w większości świata celebrowana jest miłość. W związku z tym dzisiejsza Herbatka z książką poświęcona jest romansowi, a konkretnie najnowszej książce Denise Hunter. Zapraszam!
Tytuł: Splątane marzenia (#2 Copper Creek)
Autor: Denise Hunter
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: luty 2019
Ilość stron: 352
Po nagłej śmierci byłej żony, Brady Collins musi nauczyć się, jak pogodzić prowadzenie własnego warsztatu samochodowego z samotnym wychowywaniem półrocznego synka. Ma jednak wokół siebie życzliwych ludzi, którzy chętnie pomagają mu w opiece nad małym Samem - przede wszystkim Hope Daniels, z którą Brady od lat się przyjaźni. Wkrótce jednak nadchodzi wiadomość, która zmienia wszystko. Okazuje się, że Brady nie jest biologicznym ojcem chłopca, w związku z czym jego dziadkowie chcą przejąć nad nim opiekę. Mężczyzna zrobiłby wszystko, żeby nie stracić syna, kiedy więc adwokat sugeruje mu, że żonaty miałby większe szanse na zwycięstwo w sądzie, wspólnie z Hope podejmują decyzję o ślubie. Czy to wystarczy, aby nie stracić praw do Sammy’ego? I czy można stworzyć szczęśliwą rodzinę w oparciu o samą przyjaźń?
“Splątane marzenia” to druga część serii Copper Creek, czyli kolejnego cyklu Denise Hunter o mieszkańcach niewielkiego miasteczka. Pierwszy tom opowiadał o losach Zoe Collins - siostry Brady’ego, a tym razem to on stał się głównym bohaterem powieści. Bardzo lubię w takich seriach to, że w każdym kolejnym tomie pojawiają się ci sami bohaterowie i te same miejsca, ale postacie drugoplanowe stają się pierwszoplanowymi - i na odwrót. Mamy więc okazję zobaczyć, co słychać u poznanych w poprzedniej części Zoe i Cruza, ale na pierwszy plan wysuwają się Brady i Hope.
Oboje bohaterów polubiłam już w “Brzoskwiniowym świcie”. Hope dała się poznać jako kochająca, lojalna przyjaciółka Zoe, a w “Splątanych marzeniach” możemy zobaczyć, że równie szczerą przyjacielską miłością darzy jej brata - na tyle silną, żeby zgodzić się za niego wyjść, jeśli miałoby mu to pomóc zatrzymać synka. Hope jest bardzo ciepłą i bezinteresowną postacią, choć niepozbawioną wad i problemów - ciągle zmaga się z traumą po tragicznej śmierci swojej pierwszej miłości. Z tego powodu nie planuje nigdy więcej się zakochiwać, ale, jak wiadomo, życie nie zawsze toczy się zgodnie z naszymi planami. Brady to kolejny typowy męski bohater Hunter-versum - przystojny, uczciwy, pracowity, na pierwszym miejscu stawiający Boga i rodzinę. Przyznaję, że ta autorka ma tendencję do tworzenia trochę zbyt wyidealizowanych postaci, o czym wspominałam już omawiając poprzednie jej książki, ale szczerze mówiąc nie przeszkadza mi to zbytnio, bo w końcu nie zawsze książki muszą odzwierciedlać rzeczywistość.
Denise Hunter nie stroni jednak od trudnych tematów i chociaż jej książki są przede wszystkim romansami, to w każdej pojawia się też jakiś poważny problem, z którym zmagają się bohaterowie. W poprzednich powieściach była to na przykład przemoc domowa, śmierć bliskiej osoby, syndrom stresu pourazowego, czy rozpad małżeństwa, a tym razem autorka dotknęła czułej struny w moim sercu, pisząc o wiszącym nad Bradym widmie utraty ukochanego dziecka. Jako matka chłopczyka w podobnym wieku, nie potrafiłam czytać o takiej sytuacji bez emocji, ale szczerze współczułam bohaterom, wczuwając się w ich strach i nerwy na sali sądowej. Autorka pięknie przedstawia miłość Brady’ego i Hope do małego Sama, i choć żadne z nich nie jest jego biologicznym rodzicem, oboje są gotowi na wszystko, aby zachować prawo do opieki nad nim i stworzyć mu szczęśliwy dom.
Jeśli chodzi o sam motyw fikcyjnego małżeństwa, to niby nie jest on niczym nowym, ale podobało mi się, jak wykorzystała go Hunter. Zazwyczaj, kiedy pojawia się on w książce lub filmie, chodzi o dokumenty, pieniądze czy politykę, a sam układ między małżonkami ma tymczasowy i często finansowy charakter. Chociaż Brady i Hope nie pobierają się z miłości, to jednak nie traktują małżeństwa jak kontraktu biznesowego, który można w każdej chwili rozwiązać, ale składając przed Bogiem przysięgę zobowiązują się spędzić ze sobą resztę życia, niezależnie od decyzji sądu. Nawet, jeśli łączy ich tylko przyjaźń. Tylko, albo aż, bo od przyjaźni do miłości jest już tylko mały krok.
Jak wszystkie powieści Denise Hunter, tak i ta napisana jest przyjemnym, lekkim stylem, i chociaż niewiele w niej zaskoczeń, to jednak wciąga i emocjonalnie angażuje czytelnika w losy bohaterów. Mam tylko jedno zastrzeżenie: ostatnie kilkadziesiąt stron wydawało mi się na siłę udramatyzowane, irytowało mnie zachowanie Hope i jej wybory. Ostatecznie jednak książka mi się podobała, choć może odrobinę mniej niż poprzednie książki Hunter. Miłośniczki (i miłośnicy!) romansów z pewnością powinni zapoznać się z twórczością tej autorki. Mimo małych zgrzytów pod koniec, polecam również “Splątane marzenia” - opowieść o tym, że szczęśliwa rodzina to coś więcej niż więzy krwi, a przyjaźń jest najlepszym fundamentem dla udanego małżeństwa.
Herbaciana ocena:
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Dreams.
Po nagłej śmierci byłej żony, Brady Collins musi nauczyć się, jak pogodzić prowadzenie własnego warsztatu samochodowego z samotnym wychowywaniem półrocznego synka. Ma jednak wokół siebie życzliwych ludzi, którzy chętnie pomagają mu w opiece nad małym Samem - przede wszystkim Hope Daniels, z którą Brady od lat się przyjaźni. Wkrótce jednak nadchodzi wiadomość, która zmienia wszystko. Okazuje się, że Brady nie jest biologicznym ojcem chłopca, w związku z czym jego dziadkowie chcą przejąć nad nim opiekę. Mężczyzna zrobiłby wszystko, żeby nie stracić syna, kiedy więc adwokat sugeruje mu, że żonaty miałby większe szanse na zwycięstwo w sądzie, wspólnie z Hope podejmują decyzję o ślubie. Czy to wystarczy, aby nie stracić praw do Sammy’ego? I czy można stworzyć szczęśliwą rodzinę w oparciu o samą przyjaźń?
“Splątane marzenia” to druga część serii Copper Creek, czyli kolejnego cyklu Denise Hunter o mieszkańcach niewielkiego miasteczka. Pierwszy tom opowiadał o losach Zoe Collins - siostry Brady’ego, a tym razem to on stał się głównym bohaterem powieści. Bardzo lubię w takich seriach to, że w każdym kolejnym tomie pojawiają się ci sami bohaterowie i te same miejsca, ale postacie drugoplanowe stają się pierwszoplanowymi - i na odwrót. Mamy więc okazję zobaczyć, co słychać u poznanych w poprzedniej części Zoe i Cruza, ale na pierwszy plan wysuwają się Brady i Hope.
Oboje bohaterów polubiłam już w “Brzoskwiniowym świcie”. Hope dała się poznać jako kochająca, lojalna przyjaciółka Zoe, a w “Splątanych marzeniach” możemy zobaczyć, że równie szczerą przyjacielską miłością darzy jej brata - na tyle silną, żeby zgodzić się za niego wyjść, jeśli miałoby mu to pomóc zatrzymać synka. Hope jest bardzo ciepłą i bezinteresowną postacią, choć niepozbawioną wad i problemów - ciągle zmaga się z traumą po tragicznej śmierci swojej pierwszej miłości. Z tego powodu nie planuje nigdy więcej się zakochiwać, ale, jak wiadomo, życie nie zawsze toczy się zgodnie z naszymi planami. Brady to kolejny typowy męski bohater Hunter-versum - przystojny, uczciwy, pracowity, na pierwszym miejscu stawiający Boga i rodzinę. Przyznaję, że ta autorka ma tendencję do tworzenia trochę zbyt wyidealizowanych postaci, o czym wspominałam już omawiając poprzednie jej książki, ale szczerze mówiąc nie przeszkadza mi to zbytnio, bo w końcu nie zawsze książki muszą odzwierciedlać rzeczywistość.
Denise Hunter nie stroni jednak od trudnych tematów i chociaż jej książki są przede wszystkim romansami, to w każdej pojawia się też jakiś poważny problem, z którym zmagają się bohaterowie. W poprzednich powieściach była to na przykład przemoc domowa, śmierć bliskiej osoby, syndrom stresu pourazowego, czy rozpad małżeństwa, a tym razem autorka dotknęła czułej struny w moim sercu, pisząc o wiszącym nad Bradym widmie utraty ukochanego dziecka. Jako matka chłopczyka w podobnym wieku, nie potrafiłam czytać o takiej sytuacji bez emocji, ale szczerze współczułam bohaterom, wczuwając się w ich strach i nerwy na sali sądowej. Autorka pięknie przedstawia miłość Brady’ego i Hope do małego Sama, i choć żadne z nich nie jest jego biologicznym rodzicem, oboje są gotowi na wszystko, aby zachować prawo do opieki nad nim i stworzyć mu szczęśliwy dom.
Jeśli chodzi o sam motyw fikcyjnego małżeństwa, to niby nie jest on niczym nowym, ale podobało mi się, jak wykorzystała go Hunter. Zazwyczaj, kiedy pojawia się on w książce lub filmie, chodzi o dokumenty, pieniądze czy politykę, a sam układ między małżonkami ma tymczasowy i często finansowy charakter. Chociaż Brady i Hope nie pobierają się z miłości, to jednak nie traktują małżeństwa jak kontraktu biznesowego, który można w każdej chwili rozwiązać, ale składając przed Bogiem przysięgę zobowiązują się spędzić ze sobą resztę życia, niezależnie od decyzji sądu. Nawet, jeśli łączy ich tylko przyjaźń. Tylko, albo aż, bo od przyjaźni do miłości jest już tylko mały krok.
Jak wszystkie powieści Denise Hunter, tak i ta napisana jest przyjemnym, lekkim stylem, i chociaż niewiele w niej zaskoczeń, to jednak wciąga i emocjonalnie angażuje czytelnika w losy bohaterów. Mam tylko jedno zastrzeżenie: ostatnie kilkadziesiąt stron wydawało mi się na siłę udramatyzowane, irytowało mnie zachowanie Hope i jej wybory. Ostatecznie jednak książka mi się podobała, choć może odrobinę mniej niż poprzednie książki Hunter. Miłośniczki (i miłośnicy!) romansów z pewnością powinni zapoznać się z twórczością tej autorki. Mimo małych zgrzytów pod koniec, polecam również “Splątane marzenia” - opowieść o tym, że szczęśliwa rodzina to coś więcej niż więzy krwi, a przyjaźń jest najlepszym fundamentem dla udanego małżeństwa.
Herbaciana ocena:
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Dreams.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz