niedziela, 13 sierpnia 2017

Przedpremierowo: Na linii świata

Wydawnictwo Znak zastosowało ciekawą formę promocji, wysyłając do recenzentów książkę bez okładki i bez autora, ujawniając szczegóły dopiero kilka tygodni później. Mnie trafił się normalny egzemplarz recenzencki, od początku wiedziałam więc, że autorką książki jest Manuela Gretkowska. Kojarzyłam nazwisko, ale nigdy nie miałam do czynienia z żadną powieścią pani Gretkowskiej, uznałam więc, że to może być ciekawy eksperyment, przeczytać coś zupełnie innego, niż zazwyczaj czytam. Czy eksperyment uważam za udany?




Tytuł: Na linii świata
Autor: Manuela Gretkowska
Wydawnictwo: Znak literanova
Data wydania: 16 sierpnia 2017
Ilość stron: 356
Ocena: 2/10


Na początek zrobię coś, czego nigdy nie robię w swoich recenzjach - posłużę się opisem fabuły dostarczonym przez wydawcę, bo w tym wypadku nie jestem pewna, czy potrafię to zrobić własnymi słowami:

Natasza, studentka psychologii, dorabia, rozbierając się na seksczacie. Jeden z klientów – genialny programista z Doliny Krzemowej – proponuje jej zaskakujący kontrakt. Dziewczyna jedzie do Kalifornii, tam gdzie projektuje się przyszłość. I gdzie często trzęsie się ziemia. A potem dzieje się coś, czego ani ona, ani nikt inny nie potrafi wytłumaczyć. Nasz świat obraca się przeciwko nam. We Francji przeczuwa to Houellebecq. W Anglii nakręcono Black Mirror, w Stanach – Westworld. W Polsce Manuela Gretkowska jako pierwsza odważyła się napisać, co stanie się za linią świata, który znamy.

Brzmi dziwnie, prawda? Zapewniam was, że jest dziwnie, a im bliżej do końca, tym bardziej. Żałuję, że nie zapoznałam się wcześniej z podstawowymi informacjami na temat pani Gretkowskiej, bo jakbym znała jej poglądy i dotychczasową działalność, zapewne nie zdecydowałabym się sięgnąć po jej książkę. Krótko mówiąc - za bardzo się różnimy w światopoglądach i wyznajemy kompletnie inne wartości.

Już sam język odrzucił mnie od tej powieści, i to od pierwszych stron. Autorka z pewnością nie bawi się w konwenanse, ale używa mocnego, obrazoburczego, często bardzo wulgarnego języka. Bohaterowie zdecydowanie nie są stworzeni z myślą, żeby wzbudzać sympatię, powiedziałabym nawet, że Gretkowska pokazuje ludzi i świat z najgorszej strony, bez żadnych upiększeń rzeczywistości, skupiając się na najgorszych aspektach ludzkiej natury. Narracja jest chaotyczna, pojawia się wiele przeskoków, przez co całość sprawia wrażenie książki mocno niedopracowanej. Może taki był zamysł autorki, nie wiem, ale mnie to nie przekonało.

Cóż mogę powiedzieć o samej fabule? Dotyka ona zagadnień z tak różnych dziedzin, że chwilami ciężko nadążyć. Pojawia się polityka, technologia, fizyka kwantowa, psychologia, szeroko pojęta teologia, rozważania natury metafizycznej i o wiele więcej. Książka zaczyna się jak obyczajówka, przedstawiając Nataszę w jej uczelnianym i rodzinnym środowisku,  powoli przechodząc w science-fiction, kiedy akcja przenosi się do Doliny Krzemowej, a na koniec przepoczwarzając się w czystą fantastykę, bo nie wierzę, żeby ktoś mógł odebrać ostatnie kilkadziesiąt stron poważnie. Na pewno ciekawym aspektem tej powieści jest pokazanie, jak bardzo technologia zdominowała dzisiejszy świat i że jako zwykli, szarzy obywatele nie zdajemy sobie sprawy, jak wielka władza spoczywa w rękach ludzi, którzy mają dostęp do najnowszych naukowych osiągnięć. Zakończenie jednak kazało mi zwątpić w trzeźwość umysłu autorki, bo im bliżej ostatniej strony, tym bardziej tekst sprawiał wrażenie wizji człowieka pod wpływem silnych środków odurzających czy substancji psychotropowych.

Myślę, że “Na linii świata” jest książką skierowaną do specyficznego odbiorcy, któremu nie jest obcy świat polityki, fizyki kwantowej, odkryć naukowych i teorii spiskowych. Wierzę, że powieść ta znajdzie swoje grono zwolenników, ale ja niestety do nich nie należę.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Znak literanova.


4 komentarze:

  1. Od paru dni myślę jak napisać recenzję tej książki 😑 tak jak pisałam w komentarzu na ig, wogole mi się nie podobała. Mocno się męczyłam w trakcie jej czytania i parokrotnie miałam ochotę nią rzucić 😟 wiedziałam od początku kto ją napisał bo ktoś mi zdradził info, zupelnie poglądy mi nie przeszkadzały bo takowe wogole nie mają dla mnie znaczenia przy wyborze autora książki. wierzę tak jak Ty że znajdą się osoby którym się książka spodoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej ale chaotycznie to napisałam 😉
      Pozdrawiam
      tomandbooks.blogspot.com

      Usuń
    2. Co do tych poglądów, to też raczej nie zwracam na to aż takiej uwagi, ale w momencie kiedy autorka otwarcie obraża Boga, to już jest dla mnie czerwone światło i nie mam ochoty mieć z taką osobą nic do czynienia.

      Usuń
  2. Ja już któryś dzień zbieram się do napisania o niej. Czytałam ją bez autora i tytułu.Pierwsza połowa ciężka, później jakoś poszło. Poglądy - no każdy ma inne, ale książka jest specyficzna. Inna. Literatura piękna, nie każdemu się podoba, współczesna, no trudno. Nie wiedziałam jaki rodzaj jej przypisać. Ale może tu będzie jak z filmami, te które najmniej mi się podobają dostają oscary ;)

    OdpowiedzUsuń