wtorek, 27 czerwca 2017

Recenzja: Mała księgarnia samotnych serc

Uroczy tytuł, czyż nie? :) Podobnie jak okładka. A pod śliczną zewnętrzną oprawą kryje się bardzo przyjemna historia, idealna na odstresowanie. Zapraszam do lektury mojej recenzji!



Tytuł: Mała księgarnia samotnych serc
Autor: Annie Darling
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 10 maja 2017
Ilość stron: 400
Ocena: 7,5/10 


28-letnia Posy Morland, niepoprawna romantyczka i wielbicielka romansów, nieoczekiwanie dziedziczy podupadającą londyńską księgarnię Bookends, w której praktycznie się wychowała. Jest jednak pewne “ale” - jeśli w ciągu dwóch lat księgarnia nie zacznie przynosić zysków, przejdzie na własność wnuka spadkodawczyni, Sebastiana Thorndyke’a - najbardziej obcesowego człowieka w Londynie. Każde z nich ma inną wizję co do przyszłości Bookends, ale Posy jest zdeterminowana wprowadzić swój plan w życie i przekształcić sklep w miejsce pełne miłości - jedyną w mieście księgarnię, specjalizującą się w romansach. Musi zmierzyć się z wieloma trudnościami, od zwątpienia pracowników, przez ponaglenia z banku, aż po doprowadzające ją do szału ingerencje Sebastiana, równocześnie będąc zastępczą matką dla młodszego brata. Ale jak mówi stare łacińskie przysłowie: Omnia vincit amor - miłość zawsze zwycięża.

Mam ogromną słabość do powieści, w których głównym motywem są książki. Pokażcie mi tylko piękną okładkę i słowo “książki” lub “księgarnia” w tytule, a najpewniej znajdę i zamówię taką pozycję, zanim skończycie mi o niej opowiadać. Kiedy więc zobaczyłam na stronie wydawnictwa Czarna Owca “Małą księgarnię samotnych serc”, z cudną, rozkładaną okładką, od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Czy powieść spełniła moje oczekiwania?

Główna bohaterka, Posy, należy do tych postaci, których nie da się nie polubić, mimo że czasem bywają irytujące. Jest roztrzepana, ciągle buja w obłokach i często nie ma pojęcia co robi, ale przy tym jest sympatycznym, zabawnym i obdarzonym dobrym sercem molem książkowym, ze szczególnym zamiłowaniem do romantycznych powieści ze szczęśliwym zakończeniem. Sebastian z kolei jest jej kompletnym przeciwieństwem - przystojny, pewny siebie, gardzący romansami i nie przyjmujący do wiadomości słowa “nie” człowiek sukcesu, z zamiłowaniem do krwawych kryminałów. Jak to jednak często bywa, przeciwieństwa się przyciągają. Sporą część książki stanowią słowne przepychanki między tą dwójką bohaterów - kilka razy zdarzyło mi się głośno parsknąć śmiechem, czytając o ich sprzeczkach.


Każdy miłośnik książek z pewnością będzie czerpał z lektury tej powieści komfort, jaki daje przebywanie w miejscu, od podłogi po sufit wypełnionym książkami - widać, że autorka sama kocha tego typu księgarnie, bo włożyła w opis Bookends wiele serca. Jest to jedno z tych fikcyjnych miejsc, które chciałoby się odwiedzić naprawdę - przechadzać się między półkami, usiąść na jednej z kanap i poczytać, czy zjeść kawałek ciasta z przylegającej do księgarni herbaciarni. Myślę też, że każdy czytelnik odnajdzie w Posy - nałogowo kupującej książki i zapychającej nimi każdą wolną powierzchnię - jakąś cząstkę siebie.

Jeżeli miałabym zdefiniować “Małą księgarnię samotnych serc” dwoma słowami, użyłabym określenia “komedia romantyczna”, bo dokładnie tym jest ta książka i myślę, że bardzo dobrze wypadłaby przeniesiona na ekran. Jest lekka, pełna humoru, bohaterowie są sympatyczni i różnorodni, a całość kończy się oczywiście happy endem. Polecam ją miłośnikom takich autorek jak Helen Fielding, Jenny Colgan czy Sophie Kinsella. Nie jest to powieść wybitna, nie odnajdziemy w niej odkrywczych myśli czy nowych idei, ale możemy spędzić z nią kilka naprawdę przyjemnych godzin i dobrze się w tym czasie bawić.
Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz