Już od października rynek wydawniczy zalany jest świątecznymi książkami, które mają za zadanie wprowadzić czytelnika w bożonarodzeniowy nastrój. Tytułów jest mnóstwo, z różnych gatunków, od powieści obyczajowych po nawet erotyki, co dla mnie jest już znacznym przekroczeniem granicy dobrego smaku i jednym z obrzydliwszych przypadków połączenia sacrum i profanum, na jakie w życiu trafiłam. Na szczęście w nawale mdłych, banalnych czy gorszących powieści “świątecznych”, można jeszcze trafić na perełki. Jedną z nich jest nowość wydawnictwa Dreams - “Dosięgnąć świąt”, autorstwa znanej do tej pory z thrillerów Terri Blackstock. Chciałabym dzisiaj podzielić się z wami kilkoma powodami, dla których warto przeczytać tę książkę.
Tytuł: Dosięgnąć świąt
Autor: Terri Blackstock
Tłumaczenie: Joanna Olejarczyk
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 8 października 2019
Liczba stron: 272
7 powodów, dla których “Dosięgnąć świąt” jest idealną książką na święta:
1. Świąteczny klimat jest w niej bardzo subtelny.
Nie jest to jedna z tych książek, w których z prawie każdej strony wylewają się świąteczne dekoracje, światełka i całe to komercyjne szaleństwo. Owszem, święta pełnią ważną rolę w tej powieści, stanowią punkt przełomowy, ale nie ma wrażenia przesytu - autorka skupia się przede wszystkim na bohaterach, ich losach, emocjach i odczuciach. A że żadne z nich nie jest specjalnie świątecznie nastrojone...
2. Bohaterowie nie są mdli i przesłodzeni.
Głównym bohaterem jest Finn - trzydziestoletni taksówkarz. Na początku książki porównany jest do Luke’a z serialu Gilmore Girls, więc tak właśnie go sobie wyobrażałam czytając ;) Charakter też zresztą pasuje - Finn jest szorstki, zrzędliwy i może uchodzić za gbura, ale pod tą warstwą skrywa się coś więcej. Jego sposób bycia w dużej mierze nie wynika z jego negatywnego stosunku do świata, ale do siebie samego - nie potrafi wybaczyć sobie, że nie pożegnał się z umierającą na raka matką. Kiedy dostaje zlecenie, aby zawieźć do lekarza Callie Beecher - staruszkę z demencją, nie ma pojęcia, jak bardzo to spotkanie odmieni jego życie. Wbrew sobie zaczyna troszczyć się o starszą panią, nawet, kiedy jest mu to nie na rękę. Sama Callie to wspaniała postać - ciepła, dobra i głęboko wierząca, ale pozbawiona filtra, zawsze mówi wprost to, co myśli. Zrobiłaby wszystko dla swojej wnuczki Sydney - młodej prawniczki, walczącej o zachowanie posady. Sydney miota się między pracą a opieką nad babcią, dobrze wiedząc, że na dłuższą metę nie uda jej się pogodzić tych dwóch zobowiązań i zawsze jedno będzie kosztem drugiego. Większość rozdziałów jest napisana z perspektywy Finna, ale w części autorka oddała też głos Sydney, dzięki czemu możemy poznać ją trochę lepiej niż tylko po tym, jak widzi ją Finn - a niekoniecznie jest to dobry obraz, przynajmniej na początku.
3. Jest zabawnie…
Jak już pisałam, pani Callie nie ma bariery myśli-usta i po prostu wypowiada na głos nawet takie rzeczy, które powinna zachować dla siebie. Dodaje to powieści elementu komicznego, podobnie jak jej próby załatwienia wnuczce partnera na świąteczny wieczór, co wymaga od Finna wożenia jej po całym mieście, albo jak jego rozmowy z dyspozytorką. Autorce udała się też trudna sztuka opisania sytuacji, która zazwyczaj wywołuje łzy, w tak wesoły sposób, że nie sposób się smucić.
4. ...ale i wzruszająco.
Mimo wszystko nie zabrakło też momentów, w których zakręciła mi się łezka w oku, choć nie zawsze były to łzy smutku - czasem po prostu głęboko poruszało mnie to, co przeżywali bohaterowie. Właśnie taka powinna być dobra świąteczna książka - ciepła, wywołująca emocje, poruszająca czułą strunę w sercu.
5. Czyta się ją jednym tchem.
Książka nie jest długa, ma niespełna 300 stron, ale ostatnie 200 przeczytałam praktycznie na jedno posiedzenie. Zmieniająca się perspektywa narracji i fakt, że Finn jako taksówkarz jest w ciągłym ruchu, dodają powieści dynamizmu. Przede wszystkim jednak losy bohaterów są na tyle ciekawe - czy to relacja Finna i Callie, czy zawodowe perypetie Sydney - że po prostu chce się przeczytać kolejny rozdział, żeby wiedzieć, co wydarzy się dalej.
6. Mówi o dylematach moralnych i odkupieniu win.
Dobra powieść świąteczna powinna nie tylko dostarczyć lekkiej rozrywki, ale i skłonić do refleksji - o prawdziwym znaczeniu świąt (ale o tym za chwilę), o tym, co jest dobre, a co złe, co oznacza bycie dobrym człowiekiem. Sydney, aby zachować posadę, musi wygrać powierzoną jej sprawę, choć jej klient ewidentnie jest winny i powinien zapłacić za to, co zrobił, a nie jeszcze ubiegać się o odszkodowanie. I tu dochodzi do konfliktu między sumieniem młodej prawniczki a tym, do czego zmusza ją jej zawód - zwłaszcza, że przez ogrom pracy nie może poświęcić babci tyle czasu, ile powinna. Tu na scenę wkracza Finn, któremu opieka nad staruszką, znacznie przekraczająca zakres jego obowiązków, przypomina o chorej matce i o tym, jak bardzo ją zawiódł. Choć to, jak zachowuje się teraz, nie zmazuje jego winy względem niej, to jednak pomaga mu dostrzec, że nie jest już tym samym człowiekiem, który lata wcześniej uciekł ze szpitala. Z powieści płynie nauka, że błędy nie definiują nas jako ludzi i nawet jeśli nie każdy z nich da się naprawić, to ważne jest, żeby czerpać z nich naukę na przyszłość i iść dalej.
7. Nie zamiata pod dywan prawdziwego znaczenia świąt Bożego Narodzenia.
Umieściłam ten powód na końcu nie dlatego, że uważam go za najmniej istotny, ale wręcz przeciwnie - za najważniejszy. Przeczytałam już sporo książek świątecznych, ale mogę na palcach jednej ręki wyliczyć te, które mówiłyby o Jezusie. Nie jako dziecku, narodzonym w Betlejem dwa tysiące lat temu, ale o tym, kim dzięki temu jest On dzisiaj - Bogiem, Królem i Zbawicielem, z którym każdy z nas może mieć osobistą relację, jeśli tylko będziemy tego chcieć. Terri Blackstock bardzo subtelnie i naturalnie wplotła ten wątek w swoją powieść, pokazując jednocześnie, że chrześcijaństwo, relacja z Bogiem, nie jest czymś, co objawia się w życiu człowieka tylko w niedziele i święta, ale jest nieodłącznym elementem codziennego życia, wpływającym na każdy jego aspekt.
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się po tej autorce tak ciepłej i zabawnej powieśći, choć po przeczytaniu jej sensacyjnej trylogii “Dopóki biegnę” byłam pewna, że “Dosięgnąć świąt” również mi się spodoba. Absolutnie się nie zawiodłam i z całego serca polecam wam tę książkę - nie tylko na święta.
Herbaciana ocena:
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Dreams.
7 powodów, dla których “Dosięgnąć świąt” jest idealną książką na święta:
1. Świąteczny klimat jest w niej bardzo subtelny.
Nie jest to jedna z tych książek, w których z prawie każdej strony wylewają się świąteczne dekoracje, światełka i całe to komercyjne szaleństwo. Owszem, święta pełnią ważną rolę w tej powieści, stanowią punkt przełomowy, ale nie ma wrażenia przesytu - autorka skupia się przede wszystkim na bohaterach, ich losach, emocjach i odczuciach. A że żadne z nich nie jest specjalnie świątecznie nastrojone...
2. Bohaterowie nie są mdli i przesłodzeni.
Głównym bohaterem jest Finn - trzydziestoletni taksówkarz. Na początku książki porównany jest do Luke’a z serialu Gilmore Girls, więc tak właśnie go sobie wyobrażałam czytając ;) Charakter też zresztą pasuje - Finn jest szorstki, zrzędliwy i może uchodzić za gbura, ale pod tą warstwą skrywa się coś więcej. Jego sposób bycia w dużej mierze nie wynika z jego negatywnego stosunku do świata, ale do siebie samego - nie potrafi wybaczyć sobie, że nie pożegnał się z umierającą na raka matką. Kiedy dostaje zlecenie, aby zawieźć do lekarza Callie Beecher - staruszkę z demencją, nie ma pojęcia, jak bardzo to spotkanie odmieni jego życie. Wbrew sobie zaczyna troszczyć się o starszą panią, nawet, kiedy jest mu to nie na rękę. Sama Callie to wspaniała postać - ciepła, dobra i głęboko wierząca, ale pozbawiona filtra, zawsze mówi wprost to, co myśli. Zrobiłaby wszystko dla swojej wnuczki Sydney - młodej prawniczki, walczącej o zachowanie posady. Sydney miota się między pracą a opieką nad babcią, dobrze wiedząc, że na dłuższą metę nie uda jej się pogodzić tych dwóch zobowiązań i zawsze jedno będzie kosztem drugiego. Większość rozdziałów jest napisana z perspektywy Finna, ale w części autorka oddała też głos Sydney, dzięki czemu możemy poznać ją trochę lepiej niż tylko po tym, jak widzi ją Finn - a niekoniecznie jest to dobry obraz, przynajmniej na początku.
3. Jest zabawnie…
Jak już pisałam, pani Callie nie ma bariery myśli-usta i po prostu wypowiada na głos nawet takie rzeczy, które powinna zachować dla siebie. Dodaje to powieści elementu komicznego, podobnie jak jej próby załatwienia wnuczce partnera na świąteczny wieczór, co wymaga od Finna wożenia jej po całym mieście, albo jak jego rozmowy z dyspozytorką. Autorce udała się też trudna sztuka opisania sytuacji, która zazwyczaj wywołuje łzy, w tak wesoły sposób, że nie sposób się smucić.
4. ...ale i wzruszająco.
Mimo wszystko nie zabrakło też momentów, w których zakręciła mi się łezka w oku, choć nie zawsze były to łzy smutku - czasem po prostu głęboko poruszało mnie to, co przeżywali bohaterowie. Właśnie taka powinna być dobra świąteczna książka - ciepła, wywołująca emocje, poruszająca czułą strunę w sercu.
5. Czyta się ją jednym tchem.
Książka nie jest długa, ma niespełna 300 stron, ale ostatnie 200 przeczytałam praktycznie na jedno posiedzenie. Zmieniająca się perspektywa narracji i fakt, że Finn jako taksówkarz jest w ciągłym ruchu, dodają powieści dynamizmu. Przede wszystkim jednak losy bohaterów są na tyle ciekawe - czy to relacja Finna i Callie, czy zawodowe perypetie Sydney - że po prostu chce się przeczytać kolejny rozdział, żeby wiedzieć, co wydarzy się dalej.
6. Mówi o dylematach moralnych i odkupieniu win.
Dobra powieść świąteczna powinna nie tylko dostarczyć lekkiej rozrywki, ale i skłonić do refleksji - o prawdziwym znaczeniu świąt (ale o tym za chwilę), o tym, co jest dobre, a co złe, co oznacza bycie dobrym człowiekiem. Sydney, aby zachować posadę, musi wygrać powierzoną jej sprawę, choć jej klient ewidentnie jest winny i powinien zapłacić za to, co zrobił, a nie jeszcze ubiegać się o odszkodowanie. I tu dochodzi do konfliktu między sumieniem młodej prawniczki a tym, do czego zmusza ją jej zawód - zwłaszcza, że przez ogrom pracy nie może poświęcić babci tyle czasu, ile powinna. Tu na scenę wkracza Finn, któremu opieka nad staruszką, znacznie przekraczająca zakres jego obowiązków, przypomina o chorej matce i o tym, jak bardzo ją zawiódł. Choć to, jak zachowuje się teraz, nie zmazuje jego winy względem niej, to jednak pomaga mu dostrzec, że nie jest już tym samym człowiekiem, który lata wcześniej uciekł ze szpitala. Z powieści płynie nauka, że błędy nie definiują nas jako ludzi i nawet jeśli nie każdy z nich da się naprawić, to ważne jest, żeby czerpać z nich naukę na przyszłość i iść dalej.
7. Nie zamiata pod dywan prawdziwego znaczenia świąt Bożego Narodzenia.
Umieściłam ten powód na końcu nie dlatego, że uważam go za najmniej istotny, ale wręcz przeciwnie - za najważniejszy. Przeczytałam już sporo książek świątecznych, ale mogę na palcach jednej ręki wyliczyć te, które mówiłyby o Jezusie. Nie jako dziecku, narodzonym w Betlejem dwa tysiące lat temu, ale o tym, kim dzięki temu jest On dzisiaj - Bogiem, Królem i Zbawicielem, z którym każdy z nas może mieć osobistą relację, jeśli tylko będziemy tego chcieć. Terri Blackstock bardzo subtelnie i naturalnie wplotła ten wątek w swoją powieść, pokazując jednocześnie, że chrześcijaństwo, relacja z Bogiem, nie jest czymś, co objawia się w życiu człowieka tylko w niedziele i święta, ale jest nieodłącznym elementem codziennego życia, wpływającym na każdy jego aspekt.
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się po tej autorce tak ciepłej i zabawnej powieśći, choć po przeczytaniu jej sensacyjnej trylogii “Dopóki biegnę” byłam pewna, że “Dosięgnąć świąt” również mi się spodoba. Absolutnie się nie zawiodłam i z całego serca polecam wam tę książkę - nie tylko na święta.
Herbaciana ocena:
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Dreams.
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale brzmi zachęcająco. 😊
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, to jakie herbaty polecasz w szczególności? Czy te z Herbapolu, np https://www.herbapol.com.pl/produkty/spozywcze/dla-gastronomii/herbaty-premium są warte uwagi? Ja słyszałam do tej pory same pochlebne opinie na ich temat, ale chętnie poznam też Twoje zdanie.
OdpowiedzUsuńale brzmi zachęcająco https://settlecode.com/
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja.
OdpowiedzUsuń