Strony

czwartek, 7 lutego 2019

Herbatka z książką: Sól morza

Dzisiejszy post jest dla mnie bardzo ważny - nie powstał we współpracy z żadnym wydawnictwem, ale z potrzeby serca, także dla przypomnienia sobie samej, po co robię to, co robię. Jak zazwyczaj nie lubię wyrażenia: "książka, którą każdy powinien przeczytać", tak chciałabym, żeby jak najwięcej czytelników poznało tę powieść. Jeśli moja opinia zachęci choć jedną osobę, to będzie to dla mnie ogromna radość i będę mogła powiedzieć, że prowadzenie bloga o książkach naprawdę ma sens. 



Tytuł: Sól morza
Autor: Ruta Sepetys
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 23 stycznia 2019
Ilość stron: 416

Na początek wyjątkowo wspomogę się tekstem z okładki, bo chyba nie jestem w stanie stworzyć równie zwięzłego i trafnego opisu fabuły:

Zima 1945 roku. Troje młodych ludzi. Trzy tajemnice.

Druga wojna światowa zbliża się ku końcowi. Tysiące uchodźców szukają ratunku przed nadciągającą Armią Czerwoną. W trakcie ewakuacji Prus Wschodnich krzyżują się drogi trojga nastolatków. Emilia, Joana i Florian – każde z innego kraju, każde dręczone poczuciem winy, strachem i wstydem – muszą zrobić wszystko, by dostać się na pokład Wilhelma Gustloffa. Tylko czy zdołają sobie zaufać? I czy to wystarczy, żeby przetrwać?

Zapewne każdy z Was uczył się w szkole o II wojnie światowej, na lekcjach historii i języka polskiego. Ale czy słyszeliście o zatopieniu okrętu Wilhelm Gustloff, z tysiącami uchodźców na pokładzie? No właśnie. Być może w Polsce przemilcza się to wydarzenie, bo większość ofiar stanowili Niemcy, w tym również nazistowscy żołnierze, ale czy przez to tragedia przestaje być tragedią? Czy tysiące zatopionych w morzu ciał nie zasługują, aby o nich pamiętano? Rucie Sepetys należy się ogromny szacunek za te kilka lat, które poświęciła na badania i gromadzenie informacji o tej katastrofie, oraz na liczne podróże - w tym do Polski, bo Wilhelm Gustloff wypływał z portu w Gdyni. Efektem całej tej pracy jest powieść, obok której nie można przejść obojętnie, która chwyta za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć, i która przypomina, że narodowość i poglądy polityczne nic nie znaczą w obliczu śmierci.

“Sól morza” należy do gatunku fikcji historycznej, autorka nie skupia się więc na samych faktach, ale wplata je w losy stworzonych przez siebie bohaterów, używając ich historii dla pokazania, jakie spustoszenie uczyniła wojna wśród narodów Europy, oraz dla nagłośnienia straszliwej tragedii, jaka spotkała pasażerów Wilhelma Gustloffa.

Florian, młody pruski konserwator sztuki, musi ukrywać się nie tylko przed rosyjską armią, ale również przed niemiecką - jeśli jego zwierzchnicy odkryli już jego zbrodnię, czeka go śmierć. W lesie trafia na Emilię, 15-letnią Polkę, którą ratuje z rąk rosyjskiego żołnierza - od tej pory dziewczyna widzi w nim swojego rycerza i nie odstępuje go na krok. Razem wkrótce napotykają grupę uchodźców, wśród których znajduje się litewska pielęgniarka Joana, kuzynka Liny z “Szarych śniegów Syberii” tej samej autorki. Wszyscy, podobnie jak tysiące zmierzających w tę samą stronę uchodźców, mają jeden cel: dotrzeć do portu w Gotenhafen (naszej Gdyni) i wsiąść na jeden z odpływających stamtąd statków, w poszukiwaniu bezpieczeństwa, wolności, rodziny, czy… zemsty. Chociaż Florian początkowo nikomu nie ufa, musi pogodzić się z faktem, że jego los staje się nierozerwalnie związany z losem Emilii i Joany, co będzie wymagało od niego trudnych wyborów między tym, co dyktuje mu rozum i podstawowy ludzki instynkt chronienia własnej skóry, a tym, co podpowiada mu serce.


W opisie książki znajdujemy imiona trojga bohaterów, ale autorka udzieliła głosu jeszcze komuś - młodemu Niemcowi, Alfredowi Frickowi, jednej z najokropniejszych postaci, na jakie trafiłam we wszystkich przeczytanych książkach. Alfred odbywa służbę na pokładzie Wilhelma Gustloffa, przekonany o nieomylności Hitlera, wyższości “rasy panów” i o własnej wielkości, choć nie jest niczym więcej niż małym, zadufanym w sobie tchórzem. Również jemu przyszło odegrać swoją rolę w opisywanej przez Sepetys historii i myślę, że taka postać była potrzebna jako przeciwwaga dla pozostałych, aby pokazać, jak bardzo nazistowska ideologia wpływała na młode, podatne umysły, zabijając w ludziach człowieczeństwo i zastępując je ślepym posłuszeństwem wobec Fuhrera. Co nie zmienia faktu, że kiedy czytałam rozważania Alfreda, w kieszeni otwierał mi się przysłowiowy nóż.

Cieszę się, że autorka postawiła na właśnie taki sposób narracji - krótkie przeplatające się rozdziały z perspektywy każdego z bohaterów. Dzięki temu mamy możliwość lepiej poznać Floriana, Joanę i Emilię (Alfreda tutaj przemilczę), stopniowo odkrywając ich tragiczne historie, w jaki sposób wojna zaprzepaściła ich szanse na beztroską młodość. Trudno by mi było wybrać ulubioną postać, ale to z Emilią czułam się najbardziej związana. Głównie ze względu na jej narodowość i sposób, w jaki mówiła o Polsce, ale częściowo też przez jej specyficzny stan i to, jak uciekała przed okrutną rzeczywistością w świat wyobraźni. Bardzo podobał mi się też rozwój relacji między bohaterami, którzy - chociaż wojna zabrała im bliskich - stają się dla siebie nawzajem swoistą rodziną.

W powieści znajdziemy wątek miłosny, ale nie jest on w żaden sposób dominujący, nie wysuwa się na pierwszy plan, na którym nieodmiennie króluje wojna i Operacja Hannibal, mająca na celu ewakuację ludności z Prus Wschodnich i pobliskich terenów, w związku z nadciągającą Armią Czerwoną. Ruta Sepetys nie upiększa rzeczywistości, ale - w oparciu o wspomnienia autentycznych świadków tych wydarzeń, przedstawia poruszający opis tego, z czym musieli zmagać się uchodźcy: mrozu, głodu, bombardowań, śmierci współtowarzyszy, rozdzielenia z bliskimi, często nieskutecznych prób dostania się na któryś ze statków, aż do mrożącej krew w żyłach relacji z zatopienia Wilhelma Gustloffa. Przyznam szczerze, że po niektórych fragmentach musiałam mocno przytulić swoje dziecko, dziękując Bogu, że żyjemy w czasach pokoju w Polsce.

Miałam już okazję czytać tę powieść kilka lat temu, ale autorka po raz kolejny zachwyciła mnie prostotą i pięknem swojej prozy, trafiającej prosto do serca. Losy Floriana, Joany i Emilii pochłaniają, wzbudzają szereg emocji, a przede wszystkim stanowią tło dla tragicznych historycznych wydarzeń, o których zdecydowanie więcej ludzi powinno wiedzieć i pamiętać, z szacunku do tysięcy ofiar. Ruta Sepetys stała się głosem tych, których głos przykryły fale i swoją powieścią oddała im piękny hołd. Według mnie zarówno “Sól morza”, jak i “Szare śniegi Syberii” zasługują na to, aby znaleźć się w kanonie lektur szkolnych, w gronie klasyków literatury wojennej.

Herbaciana ocena:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz