Oj, malutko mnie tutaj ostatnio. Postaram się zamieścić jeszcze przynajmniej dwie recenzje, zanim na świecie pojawi się kolejny mały czytelnik i skutecznie odciągnie mnie od blogowania na jakiś czas ;) A tymczasem zapraszam do przeczytania kilku słów o najnowszej książce Magdaleny Witkiewicz, tym razem dla młodszych czytelników.
Tytuł: Mateusz i zapomniany skarb
Autor: Magdalena Witkiewicz, ilustracje: Joanna Zagner-Kołat
Wydawnictwo: Od deski do deski
Data wydania: 23 maja 2018
Ilość stron: 192
Ocena: 8/10
Kto powiedział, że dorośli nie powinni czytać książek dla dzieci? Jeśli ktoś taki się znalazł, to szczerze mu współczuję, bo to oznacza, że zagubił gdzieś swoje wewnętrzne dziecko i w gruncie rzeczy musi być smutnym człowiekiem. Moje wewnętrzne dziecko za to ma się bardzo dobrze i wielką przyjemność sprawia mi czytanie literatury dla najmłodszych. Ostatnio świetnie się bawiłam przy książce Magdaleny Witkiewicz “Mateusz i zapomniany skarb”.
“Mateusz…” to trzecia odsłona cyklu o Lilce i jej rodzeństwie. Dwa pozostałe tomy skupiają się bardziej na Lilce, a tym razem autorka oddała głos jej młodszemu bratu Mateuszowi. Niestety nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z całą serią, ale na szczęście książki można czytać niezależnie od siebie, nie miałam więc żadnego problemu ze zrozumieniem treści - po prostu trochę później poznałam wszystkich bohaterów.
Po szczęśliwym ukończeniu pierwszej klasy Mateusz, zwany przez bliskich Matewką, wyjeżdża wraz z mamą i siostrą na upragnione wakacje do willi Amalka na Kaszubach. Może nie przeżyje tam ekscytujących, mrożących krew w żyłach przygód, ale z pewnością będzie się dobrze bawił i wiele się nauczy, na przykład czym jest równouprawnienie, jak można zarazić się cholerą, albo jaki sens ma rozmawianie z ryżem. Odkryje też tajemnicę pewnego ukrytego przed laty skarbu…
Książka jest krótka, ale tak pełna humoru, że już samo jej dotknięcie powinno powodować łaskotki. Bardzo lubię panią Witkiewicz w wydaniu komediowym i cieszę się, że potrafi bawić nie tylko w swoich powieściach, skierowanych do dorosłych czytelników, ale również w tych dla dzieci. Pod wieloma względami “Mateusz…” kojarzył mi się z “Mikołajkiem”, a to z mojej strony ogromna pochwała, bo seria o Mikołajku należy do moich ulubionych książek z dzieciństwa. Tutaj również mamy do czynienia z sympatycznym chłopcem, lubiącym czasem psocić ze swoimi przyjaciółmi, czym nieraz doprowadza rodziców na skraj załamania, ale i rozbawia niemal do łez. Świetnym dodatkiem do fabuły są zapiski z “Zeszytu prawd życiowych Mateusza” - możecie sobie wyobrazić, jak zabawne bywają prawdy życiowe 8/9-latka. Całość wspaniale uzupełniają ilustracje Joanny Zagner-Kołat, w prostym, ale jakże uroczym stylu.
“Mateusz i zapomniany skarb” to książeczka, którą można podarować zarówno swojemu dziecku, jak i obdarzonej poczuciem humoru przyjaciółce, a nawet mamie. Myślę, że wyznacznikiem dobrej literatury dziecięcej jest właśnie to, że każde pokolenie może czerpać z niej radość. Ja bawiłam się bardzo dobrze i z pewnością sięgnę również po pozostałe części przygód Lilki i jej rodzeństwa.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Od deski do deski.
Kto powiedział, że dorośli nie powinni czytać książek dla dzieci? Jeśli ktoś taki się znalazł, to szczerze mu współczuję, bo to oznacza, że zagubił gdzieś swoje wewnętrzne dziecko i w gruncie rzeczy musi być smutnym człowiekiem. Moje wewnętrzne dziecko za to ma się bardzo dobrze i wielką przyjemność sprawia mi czytanie literatury dla najmłodszych. Ostatnio świetnie się bawiłam przy książce Magdaleny Witkiewicz “Mateusz i zapomniany skarb”.
“Mateusz…” to trzecia odsłona cyklu o Lilce i jej rodzeństwie. Dwa pozostałe tomy skupiają się bardziej na Lilce, a tym razem autorka oddała głos jej młodszemu bratu Mateuszowi. Niestety nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z całą serią, ale na szczęście książki można czytać niezależnie od siebie, nie miałam więc żadnego problemu ze zrozumieniem treści - po prostu trochę później poznałam wszystkich bohaterów.
Po szczęśliwym ukończeniu pierwszej klasy Mateusz, zwany przez bliskich Matewką, wyjeżdża wraz z mamą i siostrą na upragnione wakacje do willi Amalka na Kaszubach. Może nie przeżyje tam ekscytujących, mrożących krew w żyłach przygód, ale z pewnością będzie się dobrze bawił i wiele się nauczy, na przykład czym jest równouprawnienie, jak można zarazić się cholerą, albo jaki sens ma rozmawianie z ryżem. Odkryje też tajemnicę pewnego ukrytego przed laty skarbu…
Książka jest krótka, ale tak pełna humoru, że już samo jej dotknięcie powinno powodować łaskotki. Bardzo lubię panią Witkiewicz w wydaniu komediowym i cieszę się, że potrafi bawić nie tylko w swoich powieściach, skierowanych do dorosłych czytelników, ale również w tych dla dzieci. Pod wieloma względami “Mateusz…” kojarzył mi się z “Mikołajkiem”, a to z mojej strony ogromna pochwała, bo seria o Mikołajku należy do moich ulubionych książek z dzieciństwa. Tutaj również mamy do czynienia z sympatycznym chłopcem, lubiącym czasem psocić ze swoimi przyjaciółmi, czym nieraz doprowadza rodziców na skraj załamania, ale i rozbawia niemal do łez. Świetnym dodatkiem do fabuły są zapiski z “Zeszytu prawd życiowych Mateusza” - możecie sobie wyobrazić, jak zabawne bywają prawdy życiowe 8/9-latka. Całość wspaniale uzupełniają ilustracje Joanny Zagner-Kołat, w prostym, ale jakże uroczym stylu.
“Mateusz i zapomniany skarb” to książeczka, którą można podarować zarówno swojemu dziecku, jak i obdarzonej poczuciem humoru przyjaciółce, a nawet mamie. Myślę, że wyznacznikiem dobrej literatury dziecięcej jest właśnie to, że każde pokolenie może czerpać z niej radość. Ja bawiłam się bardzo dobrze i z pewnością sięgnę również po pozostałe części przygód Lilki i jej rodzeństwa.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Od deski do deski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz