czwartek, 1 czerwca 2017

Recenzja: Uciekająca narzeczona

Chociaż często widywałam książki Denise Hunter na innych blogach czy kontach bookstagramowych, to swoją przygodę z tą pisarką rozpoczęłam dopiero od jej piątej wydanej w Polsce powieści. Teraz mogę tylko bić się w piersi, że nie sięgnęłam po nie wcześniej!



Tytuł: Uciekająca narzeczona
Autor: Denise Hunter
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 19 maja 2017
Ilość stron: 368
Ocena: 8/10

Lucy Lovett budzi się na mokrej podłodze przydrożnej restauracji, ubrana w suknię ślubną, nie pamiętając niczego z ostatniego miesiąca - przynajmniej tak jej się wydaje. Jej ostatnie wspomnienia dotyczą dnia na kilka tygodni przed planowanym ślubem z Zakiem Callahanem, ale kiedy po jej telefonie Zac przyjeżdża po nią, zimny jak lód, Lucy z przerażeniem odkrywa, że minął nie jeden miesiąc, ale siedem. W tym czasie zdążyła rozstać się z Zakiem, przeprowadzić do innego miasta i - sądząc po jej stroju - zaręczyć się z kimś innym. Jak ma wrócić do życia, którego nie pamięta i wyjść za człowieka, którego nie zna? Nie wie nawet, czy jej wspomnienia kiedykolwiek wrócą, ani czy w ogóle chce je odzyskać.

Zac, chociaż bardzo ciężko przeżył zniknięcie Lucy, nie potrafi zostawić jej na pastwę losu - niechętnie zgadza się zabrać ją z powrotem do Summer Harbor i zaopiekować się nią, dopóki dziewczyna nie otrząśnie się po doznanym szoku i wstrząsie mózgu. Chociaż Zac obiecuje sobie, że nie da się ponownie złapać w sidła miłości Lucy Lovett, jak długo będzie w stanie walczyć z własnym sercem? I co będzie, kiedy Lucy odzyska pamięć?

Uciekająca narzeczona” to drugi tom serii Summer Harbor Denise Hunter. Niestety nie miałam jeszcze okazji przeczytać pierwszej części - “Jak płatki śniegu”, ale nie przeszkodziło mi to w odbiorze drugiej, może tylko trochę zaspoilerowało pewne wydarzenia z poprzedniego tomu. Po lekturze mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że chcę przeczytać wszystko, co do tej pory wyszło spod pióra pani Hunter.

Autorka nie traci czasu na zbędne wstępy i powolne budowanie napięcia - od razu rzuca czytelnika w wir wydarzeń, przez co powieść wciąga dosłownie od pierwszej strony. “Uciekająca narzeczona” napisana jest lekkim, przyjemnym stylem, akcja płynie wartko - książka praktycznie czyta się sama. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być gruba, spokojnie można przeczytać ją w jeden wieczór. Bardzo żałowałam, że nie mogłam skończyć jej na jednym posiedzeniu! 


Spodobało mi się umieszczenie akcji w małym nadmorskim miasteczku, gdzie wszyscy się znają, ludzie żyją ze sobą blisko, troszczą się o siebie nawzajem i wyznają zasadę: “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Życie w małej społeczności ma jednak swoje plusy i minusy. Lucy, która skrzywdziła przecież jednego z nich, nie od razu jest w stanie zaskarbić sobie z powrotem sympatię mieszkańców - musi minąć sporo czasu, zanim przestanie być przez nich traktowana z jawną niechęcią.

Chociaż “Uciekająca narzeczona” jest bardzo lekka w odbiorze, nie skupia się tylko na romansie, ale jej bohaterowie muszą zmagać się z wieloma trudnymi sytuacjami, zaczynając oczywiście od samej amnezji i jej przykrych następstw, poprzez ostracyzm, wspomnianą wyżej nieprzychylność otoczenia, strach przed ponownym zranieniem i ciężką walkę o odzyskanie straconego zaufania, aż po traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, które mogą zaważyć na całym dorosłym życiu. Powieść ta ukazuje również zgniliznę mediów, dla których sensacyjny materiał i chwytliwy temat znaczą więcej niż ludzka krzywda. 

Jednym z głównych plusów tej książki jest dla mnie fakt, że jest to powieść chrześcijańska. Bohaterowie żyją z Bogiem na co dzień, po prostu, nie ograniczając swoich kontaktów z Nim do uczestnictwa w niedzielnym nabożeństwie. Próżno też szukać tu namiętnych łóżkowych scen, tak typowych dla romansów - dla mnie jest to ogromna zaleta, bo wychodzę z założenia, że pewne rzeczy powinny pozostać za zamkniętymi drzwiami sypialni i wcale nie muszą być opisywane. Fanów scen miłosnych uspokoję jednak, że trochę ognia jest ;) 

Jeśli nie mieliście jeszcze styczności z twórczością pani Hunter, koniecznie nadróbcie zaległości! “Uciekająca narzeczona” dowodzi, że powieści dla kobiet to coś więcej niż przesłodzone romanse, ale kawał dobrej, wartościowej literatury. 


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dreams.



6 komentarzy:

  1. Okejjj, przekonałaś mnie:))) Świetnie to napisałaś, bardzo przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! I cieszę się, że zachęciłam Cię do przeczytania książki :)

      Usuń
  2. Czytałam i potwierdzam - pozycja godna uwagi! W ogóle ta seria Summer Harbor jest fantastyczna, niecierpliwie czekam na trzecią część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo będę czytać pierwszą część, już się nie mogę doczekać! :D

      Usuń
  3. Uwielbiam "Uciekającą narzeczoną" i uwielbiam Denise Hunter <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma coś w sobie, że nie da się przestać czytać :)

      Usuń