Lubicie czytać książki o książkach i osobach, które je kochają? Ja bardzo - łatwiej utożsamić się z bohaterem, z którym mamy coś wspólnego i zanurzyć się w opisywaną rzeczywistość, kiedy zawiera elementy bliskie naszemu sercu. Jest wiele książek, które szczególnie przemawiają do miłośników literatury, a do grona moich ulubionych pozycji tego typu dołączyła ostatnio “Księgarenka przy ulicy Wiśniowej”.
Tytuł: Księgarenka przy ulicy Wiśniowej
Autor: L. Fabisińska, G. Gargaś, A. Krawczyk, R. Mróz, M. Obuch, A. Rogoziński, M. Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 23 listopada 2016
Ilość stron: 424
Ocena: 8/10
“Księgarenka…” to zbiór ośmiu opowiadań, stworzony przez siedmioro polskich autorów. Nie są to jednak całkowicie odrębne historie, ale wszystkie nawiązują do głównego motywu: pan Alojzy - właściciel tytułowej księgarni, podejmuje trudną decyzję o likwidacji sklepu. Zanim jednak ostatecznie zamknie za sobą ten ogromny rozdział swojego życia, obdarowuje kilkoro stałych klientów książkowymi prezentami - dokładnie takimi, jakie są im potrzebne, aby spojrzeć na swoje życie z nowej perspektywy i zdecydować się na zmiany.
Każdy z autorów poświęcił swoje opowiadanie innej postaci i książce: Agnieszka Krawczyk pisze o niespełnionej aktorce, Urszuli, która otrzymuje od pana Alojzego egzemplarz “Alicji w Krainie Czarów” i odnajduje w swoim życiu odrobinę magii. Remigiusz Mróz, pozostając w swoich klimatach, opowiada o sędzi Katarzynie Dering i o tym, jak lektura powieści “Zabić drozda” pomaga jej zmienić punkt widzenia na pewną sprawę. Gabriela Gargaś, na przykładzie dziesięcioletniego Franka i “Małego Księcia”, obrazuje proces oswajania przyjaciela. Alek Rogoziński przedstawia apodyktycznego i skąpego dyrektora teatru, Euzebiusza Skróckiego, który zaraz po otrzymaniu pięknego wydania “Opowieści wigilijnej” zostaje uwikłany w ciąg niezwykłych zdarzeń. W opowiadaniu Magdaleny Witkiewicz młoda wdowa Joanna odnajduje swój własny Błękitny Zamek, a u Marty Obuch nielubiąca dzieci Ryszarda Kociołek dostaje “Kubusia Puchatka”, z małym Krzysiem do kompletu. Pierwsze i ostatnie opowiadania w zbiorze napisała Liliana Fabisińska, wprowadzając czytelnika w temat, a następnie umiejętnie zamykając wszystkie wątki.
Każda historia w jakimś stopniu nawiązuje do książki, która się w nim pojawia, dając czytelnikowi dodatkową radość z odnajdywania wszystkich nawiązań podczas lektury. Akcja wszystkich opowiadań ma miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia, jest to więc idealna lektura na zimę, do czytania pod ciepłym kocem i z kubkiem herbaty w dłoni. Ja czytałam “Księgarenkę...” wiosną, ale w niczym nie umniejszyło to mojego pozytywnego odbioru tej książki - po prostu na jakiś czas zapomniałam, że mamy kwiecień i dałam się porwać świątecznemu klimatowi.
Jest to lektura z gatunku lekkich, przyjemnych i ciepłych, sporo w niej też humoru. Bohaterowie są ciekawi i chociaż zakończenia wątków niektórych z nich wydają się być trochę naiwne i cukierkowe, to ani trochę mi to nie przeszkadzało.
Jak w każdym zbiorze, jedne opowiadania podobały mi się bardziej, inne mniej, pod względem samej historii i stylu pisania (skupiska zdań pojedynczych to zło…). Moim ulubionym jest chyba opowiadanie Magdaleny Witkiewicz, a to ze względu na to, że “Błękitny Zamek” L.M. Montgomery jest moją ulubioną książką, a ciągle tak mało osób ją czytało. Po raz pierwszy też spotkałam się z jakąkolwiek wzmianką na jej temat w innym utworze literackim. Mam nadzieję, że opowiadanie pani Witkiewicz zachęci czytelników do sięgnięcia po tę cudowną powieść. Proponuję jednak nie brać przykładu z Joanny, bohaterki opowiadania, której uwielbienie dla starego tłumaczenia - okrojonego i ze zmienionymi imionami - było wręcz irytujące, ale zachęcam do sięgnięcia po nowsze wersje, z Valancy i Barneyem, a nie z Joanną i Edwardem.
Myślę, że każdy mól książkowy znajdzie w tym zbiorze coś dla siebie - polecam serdecznie!
Nie wiem dlaczego, ale ta książka to idealny pomysł na film! Bardzo przypomina mi "Love actually" czy też "Listy dla M". Taką ekranizację z wielką chęcią bym obejrzała, bo na pewno byłaby ciepła i pocieszająca. A książkę na pewno też przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, film byłby z niej świetny! "Love Actually" to jeden z moich ulubionych filmów, więc rozumiem, co masz na myśli :)
UsuńNo okładka jest wręcz urocza ! :) zapisuję tytuł, bo mnie bardzo zachęciła twoja recenzja ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo! :)
UsuńZakochałam się w tej okładce od razu, gdy tylko zobaczyłam książkę w internecie. "Księgarenkę..." podarowałam babci na święta, więc pewnie kiedyś po nią sięgnę :).
OdpowiedzUsuńOkładka faktycznie jest cudna :) Mam nadzieję, że Twojej babci książka się spodobała! :)
UsuńMoże po nią sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
Usuń