Strony

wtorek, 2 maja 2017

Recenzja: Camille, moja ptaszyna

Są takie książki, które niebywale trudno jest zrecenzować - to była jedna z nich. Jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego, zapraszam do dalszej lektury.



Tytuł: Camille, moja ptaszyna
Autor: Sophie Daull
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Ilość stron: 164

“Pisać to przedłużać czas z tobą.”

Sophie Daull, francuska aktorka teatralna, nie miała łatwego życia. Gdy była jeszcze nastolatką, jej matka została brutalnie zamordowana, a prawie 30 lat później Sophie musiała nieoczekiwanie pożegnać się z córką, która w wieku 16 lat zmarła po nagłej chorobie, dzień przed wigilią Bożego Narodzenia. “Camille, moja ptaszyna”, literacki debiut Daull, to poruszająca próba pożegnania z ukochanym dzieckiem, spisana w formie dziennika/listu, zaadresowanego do Camille. 

“Odkąd pękło mi serce, będę robić właśnie to, opowiadać o twojej śmierci, twojej chorobie, twojej agonii. (...) nie chcę pompatycznego poematu, łzawej elegii; wyświęcę twoje życie po śmierci piórem zanurzonym w twoim spojrzeniu: czystym, szczerym, pełnym blasku.”

Autorka dokładnie opisuje ostatnie cztery dni życia córki - jej nagłą chorobę, walkę z gorączką i bólem; obojętność lekarzy, przekonanych, że to tylko grypa; przygotowania do nadchodzących Świąt, przeplatane ciągłą troską i opieką nad Camille; bezsilność matki, nie będącej w stanie pomóc własnej córce; aż do tragicznego wieczoru 23 grudnia, kiedy śmierć wyciągnęła po nią ręce. 

Daull kontynuuje relację, opowiadając Camille jak wyglądały kolejne dni bez niej: święta, spędzone z rodziną i przyjaciółmi, kiedy cały świat ogarniała radość, a im przypadło w udziale cierpienie, opisuje też przygotowania do pogrzebu i jego przebieg. Ta część książki była najtrudniejsza i najbardziej poruszająca, niejednokrotnie musiałam przerywać lekturę, bo po prostu nic nie widziałam przez wzbierające łzy. 



“(...) nie wiadomo, jak o nas mówić. Nie jestem ani wdową, ani sierotą. Nie istnieje słowo na określenie osoby, która straciła dziecko. (...) Jeden ojciec odpowiada na forum: ‘Tak, jest na nas słowo: żywe trupy’”.

Chociaż autorka skupia się okolicznościach śmierci córki, spomiędzy wierszy wyłania się niepozbawiony humoru hołd dla życia Camille, takiej, jaka była. Poznajemy bystrą, wesołą, aktywną dziewczynę, na etapie pomiędzy byciem dzieckiem a kobietą, którą nie dane jej było stać się w pełni. Książka ta prowokuje do rozmyślań, że nigdy nie wiemy, co przyniesie jutro i który dzień z naszymi bliskimi okaże się tym ostatnim, jednak nie ma moralizatorskiego wydźwięku. Widać, że Daull nie pisała jej z myślą o czytelnikach, ale dla samej siebie, jako swego rodzaju terapię i ujście dla kłębiących się w niej emocji, a także żeby uchronić blaknące wspomnienia. 

Ciężko mi nazwać powyższy tekst recenzją, bo czy można zrecenzować coś tak osobistego? Nie jestem też w stanie wystawić tej książce oceny, bo jak można ocenić cierpienie matki po stracie jedynego dziecka? W każdym razie “Camille, moja ptaszyna” to pięknie napisana, wzruszająca i łamiąca serce na milion kawałków historia o bólu, stracie i przechodzeniu przez kolejne etapy żałoby. Nie jest łatwą lekturą, ale z pewnością wartą przeczytania.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.




3 komentarze:

  1. Mnie też często się zdarzało, że nie wiedziałam co napisać o danej książce. A książka na pewno i mnie złamałaby serce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie słyszałam o tej książce dlatego bardzo dziękuje Ci za te recenzje . Koniecznie muszę sięgnąć po ten tytuł. Lubię książki które łamią serce i zostawiają po sobie jakiś ślad. Lubię jak literatura cos w nas porusza. Blog dodaje do obserwowanych i będę wpadać po kolejne inspiracje. Zapraszam rownież do mnie
    Pozdrawiam

    Czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mam nadzieję, że "Camille" przypadnie Ci do gustu :)
      Dziękuję za obserwację, odwiedziłam i zaobserwowałam również Twój blog :)
      Pozdrawiam!

      Usuń