Strony

czwartek, 30 marca 2017

Recenzja - Chórzystki

Dawno już nie miałam dla Was żadnej recenzji, za co przepraszam - brakowało mi w marcu weny do czytania i pisania. Ale cieszę się, że dzisiaj mogę podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z lektury "Chórzystek" - świetnej powieści  o perypetiach grupy kobiet w ogarniętej wojną Anglii.



Tytuł: Chórzystki
Autor: Jennifer Ryan
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 15 marca 2017
Ilość stron: 480
Ocena: 8/10


“Istnieje takie przekonanie, że należy wszystko robić tak, jak zawsze się robiło, nawet jeśli nie ma to sensu. To naczelna zasada życia na prowincji.”

Rok 1940,  trwa druga wojna światowa. W małym angielskim miasteczku Chilbury pozostały prawie same kobiety - wszyscy zdolni do służby wojskowej mężczyźni walczą z hitlerowcami. W związku z brakiem męskich głosów, chilburyjski chór zostaje zawieszony, ale nowo przybyła nauczycielka muzyki, Primrose Trent, wznawia jego działalność i nadaje mu nową nazwę: Chilburyjski Chór Żeński. Mimo początkowych sprzeciwów i obaw, niewielka grupa kobiet regularnie spotyka się, aby ze wspólnego śpiewu czerpać otuchę i trudną do odnalezienia w czasach wojny radość. Chociaż każda z nich jest inna, chociaż zmagają się z różnymi problemami i na co dzień wiele je dzieli, chór jednoczy osamotnione chilburyjskie kobiety, daje im energię do stawiania czoła ponurej codzienności i wyzwala w nich siłę, której istnienia same nie podejrzewały. 

“- Naprawdę wierzy pani, że wspólne śpiewanie pomoże nam przetrwać tę makabryczną wojnę?
- Muzyka daje nam szansę przekroczenia siebie, oddalenia się od naszych zmartwień i tragedii, pozwala zajrzeć do innego świata, zobaczyć wszystko z innej perspektywy. Kadencje i piękne zmiany akordów, każda z nich to szansa na poczucie nowego rodzaju cudowności.”

O drugiej wojnie światowej powstało wiele powieści, ale wydaje mi się, że niewiele z nich opowiada o kobietach, oczekujących w domu na powrót swoich mężów, ojców, braci, narzeczonych, o ich codziennych troskach, ciągłej niepewności i poczuciu bezsilności. A szkoda. Po lekturze “Chórzystek” chętnie przeczytałabym więcej tego typu książek.

“Czy Hitler ma pojęcie, ile siły i determinacji drzemie w trzynastu rozjuszonych kobietach? W każdym razie nie sądzę, żeby kiedykolwiek zastanawiał się nad zabójczym potencjałem trzypoziomowej patery do ciasta.”

Jennifer Ryan stworzyła grupę ciekawych, wyrazistych bohaterek - każda jest na swój sposób charakterystyczna i każda przechodzi pewną przemianę między pierwszą a ostatnią stroną. W książce spotykamy między innymi apodyktyczną i przeciwną łamaniu konwenansów panią B.; cichą pielęgniarkę - panią Tilling, której dopiero wojna pomaga wyjść ze skorupy pokory i nieśmiałości; chciwą i przebiegłą położną - pannę Paltry, padającą ofiarą własnych przywar; piękną i wyniosłą Venetię, czerpiącą satysfakcję z łamania męskich serc, dopóki sama nie wpada w sidła miłości; trzynastoletnią siostrę Venetii - Kitty, obdarzoną pięknym głosem, ale zaślepioną naiwną miłością do jednego z adoratorów siostry, a także inne postacie, próbujące odnaleźć swoje miejsce w nowej, wojennej rzeczywistości. Wydarzenia poznajemy z perspektywy kilku z nich, poprzez ich pamiętniki i listy do bliskich - w “Chórzystkach” nie ma niezależnego trzecioosobowego narratora, ale cała książka stanowi napisaną przez kobiety opowieść, o kobietach i dla kobiet.

Bardzo podobał mi się klimat małego angielskiego miasteczka i przekrój jego niewielkiej społeczności, trochę kojarzące mi się z ulubionymi powieściami Agathy Christie. Lektura “Chórzystek” wzbudziła we mnie całą gamę emocji, od śmiechu po łzy wzruszenia i smutku, bo w powieści o wojnie nie mogło przecież zabraknąć i tragicznych wydarzeń. Mój jeden mały zarzut, to że zakończenie miejscami wydaje się być trochę za bardzo przesłodzone, ale akcja książki nie kończy się wraz z końcem wojny, więc na bohaterki na pewno czeka jeszcze wiele wyzwań. Przesłanie tej książki jest jednak jasne i czytelne - kiedy kobiety zbiorą się razem, okazując sobie nawzajem pomoc i otuchę, i uwierzą we własną wartość i możliwości, nie ma takiej siły, która byłaby w stanie je pokonać. 

“W tę bezksiężycową noc wszystko było czarne; ciemność sprawiła, że znikła wszelka jasność. Ja jednak uświadomiłam sobie, że nie ma żadnych praw zabraniających śpiewu, i uśmiechnęłam się delikatnie. Zauważyłam, że mój głos staje się coraz donośniejszy, na przekór tej wojnie. W obronie mojego prawa, by być słyszaną.”


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

2 komentarze: